Nie wynosił się, mimo znaczącej pozycji w środowisku, z każdym chętnie rozmawiał, roztaczał wokół siebie ciepło, dające każdemu poczucie bezpieczeństwa. Życzliwość, tolerancja, zaufanie do ludzi współistniały z ciętym językiem i kąśliwą złośliwością, jeśli ktoś wygadywał głupoty czy naruszał czyjąś godność.
Spotykaliśmy się na sesjach KKR, miałam z Nim kontakt jako jurorem konkursów na reportaż, z Nim jako redaktorem naczelnym Nieznanego Świata, a także prywatnie. Był mi bliski mentalnie i duchowo.
To szczególnie dało o sobie znać, gdy odszedł Jego ukochany kot Teofil, zwany Teo lub też Paszczakiem. Marek dzielił z nim życie przez 20 lat. Mówił, że łączyła ich więź duchowa. Nazywał go swoim Przyjacielem. Martwił się czy po tamtej stronie nie spotkała go krzywda.
W jednym z e-maili w 2012 roku pisał do mnie:
"W nocy z 18 na 19 stycznia (...) około 4 nad ranem, będąc w stanie półsnu (generalnie śpię bardzo źle i płytko; to nigdy nie jest głęboki sen, co w dłuższej perspektywie skończy się dla mnie nieszczególnie) usłyszałem w pobliżu łóżka głośne, pojedyncze miauknięcie. Było słyszalne tylko raz i - i jeśli znów nie chodziło o projekcję mojego mózgu - mógł je wydać jedynie Teo, gdyż dobrze znałem jego tembr głosu".
Odejście Teofila uruchomiło całą duchowość Marka, wzbogaciło o różnorakie przemyślenia i doświadczenia w sferze ezoterycznej.
Bardzo ciężko i długo przeżywał żałobę po Paszczaku. Współuczestniczyłam w tej żałobie. Dzieliliśmy się swoimi emocjami w rozmowach telefonicznych i e-mailach. Dużo w nich było eksploracji nieznanych rewirów i wiwisekcji.
Wiele osób nie rozumiało, jak można aż tak się przejmować śmiercią zwierzaka. Można. Odczuwam żałobę po wszystkich moich zwierzakach – po psach, kotach, żółwiu, chomikach, nawet po rybkach. Czułam ciężar straty, który przygniatał Marka. Przy Jego ogromnej wrażliwości była to wyrwa w duszy, ale... zarazem wzbogacenie jej o nieznane dotąd przeżycia.
Teofilu, opiekuj się swoim Przyjacielem, naszym Kochanym Prezesem, po tamtej stronie.
Dorota Frątczak