Dostaliśmy je w spadku po II wojnie światowej. Kosztowały olbrzymie pieniądze, miały być najnowocześniejsze na świecie i bronić pruskich zdobyczy. Ale ich przydatność trwała krótko, nie spełniły ambicji króla Fryderyka Wielkiego, oczekiwań wojskowych strategów, nie przesądziły o wynikach wojen. Były straszakiem i to ich największa zasługa. Sprawdziły się natomiast jako więzienia, obozy jenieckie. Teraz są atrakcjami dla zwiedzających. Ironia historii.
Mowa o twierdzach Srebrna Góra i Kłodzko na Dolnym Śląsku.

Niezdobyta

Srebrna Góra reklamowana jest jako największa militarna atrakcja na Dolnym Śląsku. Ale nie tylko. Jest też  największą górską twierdzą w Europie. Dowiedziałam się o niej dawno temu, bo pod koniec lat 80. z lektury świetnej książki Józefa Łozińskiego „Statek na Hel”. Bohater powieści był mieszkańcem miasteczka (formalnie wioski) położonego u jej stóp. Aby odreagować awantury urządzane w domu przez ojca alkoholika, uciekał do tej opustoszałej samotni. Nie tylko jego, ale wszystkich chłopców z okolicy monumentalna, opustoszała budowla przyciągała jak magnes.  

Pisze Łoziński: „...zdarzało się, że trenowaliśmy moc swoich gardeł, wspinając się pod górę i dochodząc na sam szczyt największego z fortów, na którego kwadratowym dziedzińcu ziała czeluść głębokiej studni, gdzie lokowaliśmy swój wrzask, chcąc dosięgnąć kości więźniów z ostatniej wojny, spoczywające na dnie nieprzejrzanych ciemności.”

Twierdza powstała z rozkazu króla pruskiego Fryderyka II; miała chronić i bronić zdobyty ćwierć wieku wcześniej Śląsk. Prace przy jej budowie rozpoczęły się w 1765 roku i trwały 12 lat. Przy robotach zatrudnionych było ponad 4 tys. robotników. Garnizon szacowano na 2,5 do 3,5 tys. żołnierzy. Kosztowała Prusy ok. 1,7 mln talarów, w tym 70 tys. jako „ofiara” Ślązaków. Podatki ściągane na ten cel nazwano dopustem srebrnogórskim.

Taki rozmach – 6 fortów, takie koszty, i wszystko na nic. Raz tylko była oblegana przez wojska napoleońskie i nie została zdobyta. Było to 28 czerwca 1807 roku. Na szturm odpowiedziano ogniem i na tym koniec, bo podpisanie 9 lipca pokoju w Tylży zakończyło działania wojenne.

Twierdza wytrzymała, jako jedyna na Śląsku nie poddała się, ale leżące na dole miasteczko, które zawdzięczało jej swój rozkwit, uległo całkowitej ruinie, ocalało zaledwie ok. 30 domów. Toteż dziwiłam się bardzo, że współcześni mieszkańcy zafundowali i rozmieścili naturalnej wielkości figurki żołnierzy napoleońskich na skwerach i ulicach. Pomijając sympatie, toż to przez Francuzów Srebrna Góra została tak ciężko doświadczona, a wystawia się im pomniki. Byłam w błędzie. Wszystko wyjaśnił oprowadzający nas po twierdzy pan Kazimierz Gądek, przewodnik kompetentny, dowcipny, człowiek o dużej wiedzy. Żołnierze w tamtych czasach, zarówno pruscy, jak i francuscy nosili mundury niemal identyczne. Taka była moda i powszechnie się do niej stosowano w całej Europie. Więc betonowe figury spotykane w miasteczku nie mają narodowości, obrazują epokę. Bardzo to dyplomatyczne.

Podczas oprowadzania wycieczek pan Gądek i jego koledzy też przebrani są w historyczne, XVIII-wieczne mundury. To robi wrażenie, podobnie jak wystrzał z muszkietu. Dzieciaki i młodzież rajcują repliki artylerii, broni i wyposażenia, wszystkich potężne mury, tunele, fosy, donżon z czterema wieżami obronnymi, muzeum ciężkiej broni palnej. Ale wartością największą, przynajmniej dla wielu, są widoki: od Wielkiej Sowy, przez Góry Stołowe, po Masyw Śnieżnika, wieże zamku w Kamieńcu Ząbkowickim oraz Masyw Ślęży.

O przeszłości miasteczka, związanej z kopalniami srebra oraz zniszczeniach sprzed ponad dwóch wieków, informują dokładnie tablice rozstawione w mieście. Obecna Srebrna Góra ma wiele uroku i jest zadbaną miejscowością. Położona na bokach wspinającej się do twierdzy rynny, posiada dwa kościoły – katolicki i ewangelicki, urocze zakamarki, hotele, restauracje  i gospody do wyboru.

A twierdza, której zawdzięcza swój rozgłos, została już w 1860 roku uznana za przestarzałą i zlikwidowana. Zamieniono ją na więzienie, potem poligon doświadczalny, w czasie II wojny karny obóz jeniecki dla polskich oficerów. Jej turystyczne wykorzystanie datuje się już od II połowy XIX wieku. Po wojnie została zdewastowana jak inne obiekty na tych ziemiach. W połowie lat 60. twierdzą zainteresowało się PTTK  i harcerze, potem górnicy. Obecnie dużo się w niej dzieje, od 15 lat ma status pomnika historii. 

W środku miasta

Twierdzę kłodzką po raz pierwszy poznałam na początku lat 80. podczas pobytu w sanatorium w Polanicy. Dwaj kuracjusze, z którymi dzieliłam stolik przy posiłkach, byli ciekawi tej militarnej atrakcji i pojechali tam prywatnie, bo na wycieczkę nie było chętnych. Zabrałam się z nimi. Z tego, co pamiętam, obiekt oglądało się – za biletem, ale bez przewodnika – bez wchodzenia do wewnętrznych pomieszczeń, tylko same mury a nagrodą były niepowtarzalne widoki miasta i okolic. Teraz, kiedy zwiedzałam ją po raz drugi, w końcu kwietnia 2019 roku, a oprowadzającym był jej kierownik pan Sławomir Machlowski – to zupełnie inna wyprawa. Było co oglądać, było czego słuchać.

Swoją wielkość, podobnie jak poprzednia, zawdzięcza Fryderykowi II. Podczas I wojny śląskiej austriacka twierdza, pobudowana na miejscu warownego zamku, poddała się wojskom pruskim. Aby umocnić zdobyte tereny hrabstwa kłodzkiego, Fryderyk zarządził modernizację i budowę twierdz i warowni. Kłodzko znalazło się na tej liście. Twierdza odegrała ważną rolę w czasie wojny francusko - pruskiej 1806 – 1807. Po kapitulacji Nysy ostatnim odcinkiem obrony została ziemia kłodzka z Kłodzkiem i Srebrną Górą. Kłodzko się poddało, podpisano akt kapitulacji, ale nie zdążono  jej wydać zdobywcom, bo w Tylży zawarto pokój. Po stronie strat – tysiąc rannych i zabitych. Głównodowodzącym wojsk francuskich oraz regimentu Związku Reńskiego był brat Napoleona – Hieronim. W walkach brały udział dwa szwadrony ułanów polskich.

W 1867 roku rząd pruski zdecydował o rozbrojeniu twierdzy jako przestarzałej. Przekształcono ją w ciężkie więzienie. Po upadku powstania styczniowego osadzono tu polskich powstańców z Wielkopolski. W 1870 zamknięto w niej jeńców francuskich, wziętych do niewoli podczas wojny francusko-pruskiej, podczas II wojny światowej utworzono filię obozu Gross Rosen. Więziono w jej murach Rosjan, Francuzów, Włochów, Belgów, Czechów, Finów, Anglików. Po wojnie dopiero w 1960 roku twierdza Kłodzko została oficjalnie uznana za zabytek i udostępniona turystom.

Zrobiono dużo. Odtworzono lazaret, żołnierską kuchnię, pomieszczenia z pryczami, na których spali, a na wystawach  można poznać, jak wyglądało historyczne uzbrojenie i umundurowanie, zrobiono replikę XVIII-wiecznej armaty. Można też spacerować tarasami bastionu. Niestety, jedyna pozostałość po zburzonym zamku, który teraz zajmuje donżon, to płyta nagrobna Ernesta Bawarskiego.

Dla dzieci, ale nie tylko dla nich, atrakcją są podziemne korytarze i labirynty oraz gra o fort, która uczy historii wojen śląskich a nagrodą dla zwycięzcy jest wystrzał z armaty. Dorośli z sentymentem oglądają schodki, na których kręcono fragment ostatniego odcinka „Czterech pancernych i psa”. Nowy nabytek to czołg T-34. Wszystkim polecam widoki: widoczną jak na dłoni Kotlinę Kłodzką a na wyciągnięcie ręki – leżące u stóp twierdzy miasto o ponad tysiącletniej historii.

  • 0101
  • 0202
  • 0303
  • 0404
  • 0505
  • 0606

Grażyna Nowicka

artykuł ukazał się 4 czerwca 2019 roku w "Tygodniku Ciechanowskim"