W Lubuskiem tradycja uprawy winorośli liczona jest na wieki, ma cysterski rodowód i doczekała się kontynuatorów. Koniec września i początek października to czas lokalnego winobrania.
Odrą do winnicy
Na południowym stoku pradoliny Odry, w Górzykowie, leżącym 17 km od Zielonej Góry, ma swoją winnicę rodzina Krojcigów. Można tam dopłynąć galarami, kursującymi po Odrze i kanale Obrzycy od miejscowości Cigacice, 13 km od Zielonej Góry. Przyjemność ta kosztuje dorosłą osobę 15 zł, dziecko 10 zł. Te galary to powrót do historii, ponieważ w przeszłości droga rzeczna prowadziła z Berlina do Wrocławia z przystankiem w Cigacicach.
- Kilkanaście lat temu do głowy by nam nie przyszło, że nasze życie będzie związane z winem – opowiada Małgorzata, córka Danuty i Marka Krojcigów, właścicieli winnicy Stara Winna Góra. W 1995 roku na terenie, który kupiliśmy, panoszyły się same zarośla, choć przed wojną była tu winnica, funkcjonował hotel i restauracja. Wszystko zostało zniszczone. Ponieważ jakimś cudem ocalały stare szczepy, postanowiliśmy zabrać się za uprawę winorośli, traktując to tylko jako hobby. Doświadczenia nie mieliśmy żadnego, bo rodzice wcześniej związani byli z branżą meblarsko-chemiczną. Pierwsze nasadzenia to rok 1997.
Ich debiutanckie wino było porażką, nie dało się go pić. Dotąd nie mogą sobie poradzić ze szpakami, które potrafią w godzinę ogołocić cztery rzędy plantacji do czysta, walczą z plagą os i pszczół. Nie ma sposobu na kaprysy pogody; w 2011 roku dwa hektary się zmarnowały, bo w maju przyszły przymrozki. Nie skapitulowali. Następny rok był średni, ale za to ten zapowiada się na wyjątkowy.
- Odwdzięcza się za nasz trud owocami – mówi Małgorzata.
Winiarze twierdzą, że uprawa winnicy to choroba nieuleczalna, co się sprawdza w ich przypadku.
Mimo tych wszystkich przeciwności są ludźmi sukcesu. W 2009 roku znalazło się w sprzedaży ich czerwone wino „Regent”, z nalepką, na której widnieje zielonogórski ratusz, oraz białe „Riesling liryczny”, który zdobył uznanie koneserów. Oba można kupić na miejscu. Cena: 45 – 50 zł.
Oczywiście nie samym winem żyją. Ich posiadłość liczy 10 ha ziemi, z czego 4 ha przeznaczono na nasadzenia winorośli. Wybudowany przez nich dwór i wozownia funkcjonują jako hotel i restauracja, odbywają się tam konferencje i bankiety, przyjęcia okolicznościowe, degustacje, wesela. W karcie dań znalazłam zupę z kurek na rieslingu.
Gołąbki w winogronowych liściach
Winnica Kinga w Starej Wsi koło Nowej Soli nosi imię jej współwłaścicielki Kingi Koziarskiej, która z mężem Robertem przejęła ją dwanaście lat temu od swoich rodziców – Haliny i Wojciecha Kowalewskich. Za jej początek można uznać rok 1985, kiedy zasadzono pierwszą winorośl, nie z myślą o winie, a do jedzenia. Wcześniej uprawiano głównie ogórki i pomidory. Z początku wszystko szło dobrze, Kinga nabierała doświadczeń, spełniała się w roli winiarza, aż przyszedł rok 1997 i powódź stulecia. Koziarscy mieszkają nad Odrą, ale w przeciwieństwie do Krojcigów z Górzykowa na płaskim terenie, od rzeki dzieli ich jedynie wał przeciwpowodziowy, ale i on nie pomógł. Przez sześć tygodni woda stała na wysokości półtora metra, po drodze pływali łódkami. Wyglądało na to, że to już koniec winnicy, bo nasadzenia porwał nurt. Ocalała tylko jedna winorośl.
Zaczęli raz jeszcze od początku, bo dla Kingi Koziarskiej winnica to coś więcej niż źródło dochodu, to jej miejsce na ziemi, sposób na życie. Przeciwności jej nie załamują. Ze szpakami zawsze przegrywa, mimo że walczy z nimi na różne wymyślne sposoby. Na przykład ubrana na czerwono, jeździ między rzędami winorośli na rowerze i strzela na postrach z wiatrówki.
Cały czas uczy się winiarstwa, uprawia odmiany mieszańcowe, ma ambicję by udowodnić, że jest polskie wino, i że to wino jest dobre. Podczas Dni Otwartych Winnic przyjmuje wycieczki, opowiada o swojej winnicy, winiarstwie i historii okolicy. W ofercie znajduje się degustacja specjalności winnych, czyli własnego, lubuskiego wina gronowego, zarejestrowanego jako produkt tradycyjny oraz gołąbków w liściach winogron. Mama Kingi specjalizuje się w konfiturach winogronowych, octach winnych, kiszonych liściach i owocach w zalewach na bazie wina.
Basen z kolumnami
Małą, bo zaledwie hektarową winnicę, ma też Zbigniew Czmuda, były biznesmen z Lublina, teraz właściciel posiadłości i pałacu w Wiechlicach niedaleko Szprotawy. Winnica nie przynosi zysku, ale w tych stronach wypada ją mieć, funkcjonuje jako regionalna atrakcja turystyczna. Domek toskański – ślad po winiarskiej przeszłości okolicy – odremontował na swoje mieszkanie.
Pałac jako spadek po pegeerowski a de facto ruinę Zbigniew Czmuda kupił w 2007 roku. Mógł przebierać w ofertach, bo podobnych poniemieckich obiektów w Lubuskiem nie brakuje, ale zachwyciła go nie bryła zdewastowanego pałacu, ale stajnia, z kolumnami podtrzymującymi pseudogotyckie sklepienie. Jest tam teraz basen z podgrzewaną wodą. Na odbudowę i rewitalizację pod okiem konserwatora zabytków Czmuda otrzymał dotację z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.
Obiekt reklamuje się jako „Wypoczynek – golf – rehabilitacja”, ale i jego historia ma niebagatelny walor dla wypoczywających gości. XVIII–wieczny pałac został wybudowany przez Jerzego Zygmunta Neumanna i miał podobno „gościć” zarówno generała Kutuzowa, jak i Napoleona. Ich portrety, świeżo malowane, zdobią dawną stodołę, teraz salę konferencyjną, gdzie odbywają się bale i wesela.
Dobre stosunki obecnego właściciela Wiechlic z rodziną Neumannów, z którą nawiązał kontakt, zaowocowały napływem turystów z Niemiec. W ubiegłym roku Pałac Wiechlice uhonorowany został tytułem Lubuskiej Perły Turystycznej. To tylko jedno z prestiżowych wyróżnień.
X X X
W Lubuskiem enoturystyka, czyli turystyka szlakiem winnic staje się specjalnością tego województwa, powstał nawet „Szlak wina i miodu”. Na trasie m.in. winnica Miłosz we wsi Łaz, 15 km na wschód od Zielonej Góry i winnica Julia, w Starym Kisielinie, gdzie posadzono sadzonki pozyskane z historycznych zielonogórskich winorośli.
Grażyna Nowicka
artykuł ukazał się 27 września 2013 roku w Expressie bydgoskim i Nowościach toruńskich