Miłośnicy przyrody oskarżają leśników, że chodzi im tylko o deski i pieniądze, choć prawda jest taka, że drzewo po korniku nadaje się już tylko na opał. Wspierający ich publicyści piszą o rzezi puszczy, wyroku na puszczę, leśnikach-siepaczach, bezwolnych wykonawcach, którzy boją się o posady, stanowiska. Z kolei ludzie lasu argumentują, że nie wycinają, tylko chronią, czyli chronią wycinając chore. Oskarżają ekologów, że ta ich obrona nie jest taka bezinteresowna: w grę wchodzą granty, dobrze płatne projekty badawcze, wykłady i publikacje. Leśnicy mają wsparcie miejscowych mieszkańców. Natomiast ludzie z zewnątrz gardłują za nietykalnością puszczy. Minister środowiska Jan Szyszko, który nadwerężył swój autorytet na Rospudzie i innych wątpliwych decyzjach, obwołany został grabarzem puszczy. A kornik drukarz w Puszczy Białowieskiej szaleje.
Bezradność
Droga Hajnówka - Białowieża to obraz jak po klęsce żywiołowej. Na poboczach co kawałek leżące drzewa. Tylko że po klęsce byłyby one złamane, te są ścięte.
- Ze względu na bezpieczeństwo miejscowych i turystów – tłumaczy pracownik Lasów Państwowych - to nasz obowiązek. Nie tak dawno na drodze Hajnówka - Bielsk drzewo zabiło jadącego drogą prokuratora. Nieszczęśliwych wypadków było więcej: wstrząsy mózgu, urazy. W najlepszym przypadku skończyło się na strachu, kiedy padający pień zagrodził drogę z przodu, a gdy kierowca chciał się wycofać, drugie drzewo padło z tyłu i samochód znalazł się w pułapce.
Na potwierdzenie tych słów nie trzeba było długo czekać. Na moich oczach, kilkanaście metrów od miejsca, gdzie staliśmy, olbrzymie drzewo przełamało się gdzieś na wysokości 2 - 3 metrów i runęło na ziemię.
Kornik był, jest i będzie, uważają ekolodzy, las sobie z nim sam poradzi. Leśnicy mówią o klęsce w skali niespotykanej od lat dwudziestych XX wieku. Przyznają, że obecność tych chrząszczy w puszczy jest naturalna, tym razem jednak przybrała skalę klęski ekologicznej. W nadleśnictwie Browsk dwustuletnie drzewo umarło w ciągu jednego miesiąca – podają jako przykład. Uważają, że jedyną metodą walki z tą nie do opanowania liczbą owadów jest usunięcie z lasu zaatakowanych drzew, głównie świerków. A świerki po polskiej stronie puszczy to ponad 30 procent drzewostanu.
W Ośrodku Edukacji Leśnej Jagiellońskie w Nadleśnictwie Białowieża skorzystać można z materiałów, plansz, filmów, dotyczących tego tematu.
W latach 2011-2012 na skutek decyzji Ministerstwa Środowiska radykalnie ograniczono pozyskiwanie drewna w trzech puszczańskich nadleśnictwach: Białowieża, Browsk i Hajnówka (Białowieski Park Narodowy jest nietykalny). Dziś jest to największa przeszkoda w walce z kornikiem. Te nowe plany urządzania lasów (wprowadzające ograniczenia, dotyczące wycinki drzewostanów ponad stuletnich) zbiegły się z wichurą, która w listopadzie 2011 roku powaliła wiele drzew i spowodowała rozmnożenie korników. Aby zastopować ich rozmnażanie, leśnicy chcieli wyciąć 5 tys. metrów sześciennych martwych drzew, zdjąć korę, wywieźć z lasu, ale nie dostali zgody. I poszło jak lawina. Świerki gwałtownie zamierają. Tracimy to, co powinno się chronić.
Na ratunek
Składnica drewna przy gościńcu białowieskim. Dariusz Świtała i Michał Janosz przyjechali ze Śląska, by bronić białostockich lasów.
- Ten kompleks leśny znany jest na całym świecie i jeśli wytną puszczę, która ma kilka tysięcy lat, to będzie zbrodnia. A wszystko dla pieniędzy. Leśnicy mówią, że kochają las, to skąd wśród nich myśliwi, którzy zabijają jego mieszkańców? Ładna mi miłość – denerwuje się pan Dariusz.
Jest ornitologiem z zamiłowania. Przyjeżdża do Białowieży od wielu lat.
- W tym roku szukałem jarząbków, które tu spotykałem – pokazuje na zmaltretowane drzewa przy drodze. - Ale już ich nie ma. Szyszko myśli kategoriami myśliwego, a nie miłośnika przyrody – oskarża. - I taki człowiek został ministrem! Nie wierzymy mu. Pozwólmy zaatakowanym przez kornika drzewom obumierać, puszcza się obroni sama, nieraz już tak było. Nie pozwolimy ciąć tej puszczy, chorych drzew też nie.
Będziemy walczyć – grożą. Jak ? Jeszcze się zobaczy. Michał Janosz zastrzega, że nie jest tak radykalny jak kolega, ale nie ma wątpliwości, że zjadą do Białowieży nie tylko ludzie z Polski, ale i z całego świata.
Puszcza się sama obroni – przyznają ludzie lasu. Ale straci swój puszczański charakter. Opanuje ją leszczyna, grab. Wysokie trawy to groźba pożaru nie do opanowania. To nie będzie puszcza a busz. I taki las chcą ekolodzy zafundować dzieciom, wnukom i prawnukom.
Obrońcy
Greenpeace i Fundacja Dzika Polska uważają, że jedyną skuteczną formą ochrony Puszczy jest utworzenie parku narodowego na całym jej obszarze.
W kwietniu tego roku ekolodzy zgłosili do Komisji Europejskiej skargę na ministra środowiska. Jan Szyszko zdecydował bowiem, że w imię ochrony puszczy zostanie zwiększony limit cięć sanitarnych w nadleśnictwie Białowieża z 45 tys. do 188 tys. metrów sześciennych do 2021 roku.
Bez dyskusji
Puszcza Białowieska zajmuje obszar ponad 225 tys. ha, z czego większość, bo około 160 tys. ha, leży w zachodniej Białorusi, zaś około 65 tys. ha u nas. Od lipca 2014 roku cała puszcza, zarówno po stronie polskiej, jak i białoruskiej, zostały uznane za Obiekt Światowego Dziedzictwa. Jak radzi sobie nasz sąsiad z plagą kornika? Podobno prezydent Łukaszenka miał powiedzieć: wygonię ekologów, uratujemy puszczę. Z tego, co polskim leśnikom wiadomo, w białoruskiej części Puszczy Białowieskiej zaatakowane przez kornika drukarza drzewa są wycinane i wywożone z lasu.
Grażyna Nowicka
artykuł ukazał się w Przeglądzie 9-15. 05. 2016