Starszym dla przypomnienia, młodym do wiadomości: w PRL ostatni turnus wczasowy, czyli ten wrześniowy, należał się emerytom. Zakłady pracy - te duże, ważne dla gospodarki, ale i całkiem małe, posiadały własne ośrodki wczasowe.
Ci pierwsi mogli sobie pozwolić na budowę okazałych budynków w atrakcyjnych miejscowościach. Obiekty posiadały własne kawiarnie, zamknięte dla ludzi z zewnątrz i budziły zazdrość innych wczasowiczów, bo bywało, że tylko tam była szansa na wypicie kawy. Był taki w Polańczyku w Bieszczadach; na drugim końcu Polski, w Łebie, wyróżniał się usytuowany przy plaży „Górnik”. Górnicy, hutnicy, stoczniowcy należeli do uprzywilejowanych.
Mniej ważne zakłady stawiały drewniane budki gdzieś w lasach, nad jeziorami. Latem wypoczywały rodziny pracowników, we wrześniu, gdy rozpoczynała się szkoła, zakładowi emeryci. Na ogół dla tych ostatnich wczasy były bezpłatne i dowożono ich na miejsce za darmo. Dzisiaj większości dawnych zakładów nie ma, ośrodki zakładowe dawno sprywatyzowano, duże obiekty przekształcono na pensjonaty i hotele, wypoczywa w nich kto chce, jeśli wykupi wczasy. Małe drewniane, czy murowane domki, przeważnie stawiane na terenach dzierżawionych od lasów państwowych, mają prywatnych właścicieli. O emerytów pracodawca się nie martwi, nie stać ich, to siedzą w domu albo na działkach, jak mają pieniądze mogą korzystać ze specjalnie dla nich przygotowanej przez branżę turystyczną oferty po korzystnej cenie. Jedno się nie zmieniło: ostatni turnus, wrześniowy, nadal jest emeryckim turnusem.
Senior 55 plus
Zmieniły się natomiast i to bardzo miejscowości wczasowe, szczególnie te leżące nad morzem. Dawne wioski rybackie to dziś małe miasteczka, a warunki wypoczynku luksusowe w porównaniu z dawnymi. - Jeszcze dwadzieścia lat temu goście na wstępie pytali, czy przy pokojach jest toaleta - mówi Grzegorz Górecki, dyrektor „Dworku Prawdzic” w Niechorzu koło Rewala. Dziś pierwsze pytanie, czy jest basen. Oferta „Dworku Prawdzic” (na zdjęciu) jest tak atrakcyjna dla seniorów, że na wrzesień przyszłego roku wszystkie miejsca są już zajęte. Liczyć można jedynie na rezygnacje. Sześciodniowy pobyt (od września do maja) kosztuje 499 zł. Jest to cena pięciu noclegów, trzech posiłków dziennie, dwóch zabiegów każdego dnia. Dochodzi do tego możliwość korzystania z kijków nordic walking, internetu, basenu, sali fitness, jacuzzi. W cenie wieczorek muzyczny i parking. Pobyt trwa od niedzieli do piątku, bowiem weekend zarezerwowany jest na konferencje, szkolenia, przyjęcia i spotkania biznesowe. Nie tylko atrakcyjna cena stanowi o popularności oferty. Położenie „Dworku Prawdzic” jest wyjątkowe. Stoi tak blisko morza, prawie na wydmie, że z okien pokoju słychać szum fal, a jednocześnie jest to centrum Niechorza, wszędzie blisko. Piękne sosnowe drzewa otaczające dwór, w dzisiejszych czasach, gdy Szyszko wycina a huragan niszczy – to prawdziwy skarb. Własne zejście na plażę to też nie byle co. Sam wystrój obiektu dobrze robi na samopoczucie, podkreśla rodzinny charakter placówki. Stare meble (autentyki albo stylizowane), kominek, obrazy, zdjęcia rodzinne stwarzają swoiste poczucie zadomowienia.
Właścicielką „Prawdzica” jest pani Jadwiga Karłowska Van Bergen (na zdjęciu w środku, w białej bluzce, w gronie dziennikarzy), córka ludzi, którzy własny dworek utracili, i dlatego tak jej zależy, by klimat rodowej siedziby odtworzyć tu, nad morzem. Kupiła dwa stojące obok siebie poniemieckie domy jednorodzinne, które po wojnie przeznaczono na FWP-owskie wczasy (Fundusz Wczasów Pracowniczych), połączyła je w jedno, i od blisko dwudziestu lat przyjmuje gości. Dwór ma 51 pokoi, może jednorazowo przyjąć 120 osób, obłożenie wynosi 95 procent. Do dyspozycji wczasowiczów pole namiotowe i tawerna na miejscu. Dobra kuchnia jest bardzo ważna, szczególnie gdy pogoda nie dopisuje. W „Prawdzicu” nie wydziela się porcji, kucharze są szkoleni przez najlepszych specjalistów, wegetarianie mają niezły wybór. Personel jest stały, nie sezonowy, co pozytywnie wpływa na jakość usług. W księgach pamiątkowych, pochwały dla personelu, uznanie dla kuchni. Dużo miłych słów, nawet wierszy. Jedyne krytyczne uwagi to wpisy młodych, że internet za wolny i starszych, że młodzi za bardzo hałasują. W takich to warunkach mogą wypoczywać seniorzy 55 plus.
Zmiany
W początkach mojej pracy dziennikarskiej w Gazecie Pomorskiej (dawne województwo bydgoskie), w 1976 roku, pojechałam na reportaż do ośrodka wczasowego bydgoskich Pomorskich Zakładów Budowy Maszyn Makrum, który znajdował się w Rowach nad morzem, by napisać o wypoczywających na wrześniowym turnusie seniorach. Zakładu już nie ma, na jego olbrzymim terenie deweloperzy budują apartamentowce, ośrodka w Rowach także, zresztą położony był na terenie Słowińskiego Parku Narodowego, co w tamtych czasach uchodziło wielkim potentatom przemysłowym na sucho. Pewnie i bohaterowie mojego artykułu już nie żyją. Wczasowicze w Rowach wypoczywali w pięknych okolicznościach przyrody, ale warunki w ośrodku były dość prymitywne: drewniane domki, nędznie wyposażone, wspólne ubikacje, a raczej latryna. A ludzie szczęśliwi! Zadowoleni, że mogą pooddychać nadmorskim powietrzem, że dobre jedzenie, a przede wszystkim, że zakład o nich pamięta, że są docenieni. Znajomi, którzy wypoczywali w Rowach dwa lata temu mówią, że nie poznałabym dziś tego miejsca. Sztormy co prawda zabrały sporo plaży, ale jest promenada, piękne wejście do Parku Słowińskiego, molo, fajna knajpka przy porcie, sklepy, bary, dużo prywatnych ośrodków. Atrakcją dawnych Rowów była wyciągnięta na brzeg duża łódź rybacka, służąca za knajpkę pod gołym niebem. I to wszystko. Trzydzieści, dwadzieścia lat temu takie miejscowości nadmorskie jak Rowy, z pewnością też Niechorze, Dźwirzyno, a dalej na wschód Gąski i inne po sezonie wymierały. Po sezonie, czyli we wrześniu, bo większość obiektów wypoczynkowych, szczególnie nad morzem, nie była dostosowana do całorocznego wypoczynku. Pod koniec sierpnia handlarze zwijali swoje pamiątkarskie kramy, smażalnie ryb kończyły działalność, a piwo to był rarytas.
Niechorze zawsze słynęło ze swojej latarni morskiej ale dziś ma nie tylko Muzeum Rybołówstwa Morskiego, Park Miniatur Latarni Morskich (na zdjęciu) oba czynne cały rok, ale także Motylarnię otwartą do końca września i inne atrakcje. Gmina Rewal uruchomiła nadmorską kolej wąskotorową, której trasa przebiega wzdłuż nadmorskiego parku, zaledwie 20 metrów od klifu. W pobliskim Trzęsaczu, do którego pielgrzymowały wycieczki, by zobaczyć czy ruiny kościoła na klifie jeszcze stoją, nie tylko zabezpieczono zabytek, ale urządzono bardzo ciekawe muzeum multimedialne. Na turystów czekają stadniny koni, labirynty luster, ścieżki rowerowe...
Winda dla emeryta
Problemem dla seniorów wybierających się na wrześniowe wczasy a nieposiadających samochodu jest dojazd. Z końcem sierpnia przewoźnicy likwidują lokalne połączenia, z rozkładu wypadają specjalne kursy. Ale i z tym sobie poradzono. Uniwersytety Trzeciego Wieku, związki emerytów i rencistów porozumiały się z właścicielami pensjonatów, domów wypoczynkowych i wybierają tych, którzy gwarantują zbiorowy dowóz do ośrodka i z powrotem. Pani Elżbieta Żurawa, emerytowana nauczycielka o ośrodku „Helios” w Dźwirzynie dowiedziała się dzięki temu, że jest słuchaczką takiego uniwersytetu. Pojechała tam w ubiegłym roku, dwa lata temu wypoczywała w Jastrzębiej Górze, w ośrodku należącym do tych samych właścicieli.
- Byłam bardzo zadowolona z pobytu w jednym i drugim - opowiada. Zawieźli nas autokarem na miejsce, odwieźli do domów. W Dźwirzynie są pokoje z łazienkami dwu-, trzy- i czteroosobowe, można się tak dobrać, by nie było konfliktów. Jedzenia tyle, że nie dało się przejeść, oczywiście świeże i smaczne. Do tego wycieczka do Międzyzdrojów, ognisko z pieczeniem kiełbasek i muzyką, wieczorek taneczny. Właściciel „Heliosu” zainstalował specjalnie dla nas, seniorów, windę. Towarzystwo świetne, skompletowałyśmy czwórkę do brydża i jak nie spacery, lektura, to karty.
W 2018 roku emerycki turnus trwa od 14 do 27 września i kosztuje 1190 zł., o 100 więcej niż przed rokiem. Pani Elżbieta nie pojechała, bo ma przyznane sanatorium, a na dwa wyjazdy jej nie stać.
- Dziś seniorzy, jeśli mają samochód i trochę kasy, nie mają problemu z wyjazdem na wczasy, nie muszą walczyć o skierowania, jak to dawniej bywało – słyszę od pana Wojciecha Wieszoka, który wypoczywał w Cisnej w Bieszczadach, na promocyjnych wczasach „Senior z Naturą”, w ośrodku czynnym od maja do października. - Weszliśmy z żoną do pierwszego z brzegu biura turystycznego,poprosiliśmy o góry, by nie jeździć ciągle nad morze i tak wylądowaliśmy w „Perełce” w Cisnej. Promocja cenowa dotyczy osób, które ukończyły 60 lat, emerytów i rencistów. Niestety, mimo promocji cenowych większości emerytów i tak nie stać na te ostatnie turnusy.
Grażyna Nowicka
Fot. Kazimierz Netka
artykuł ukazał się 19 września 2017 roku w Tygodniku Ciechanowskim