No, idźcież już dzieci, dajcie
odpocząć, strudzony jestem trochę szamotaniną ostatnich lat...
No, idźcież już dzieci, dajcie
odpocząć, strudzony jestem trochę szamotaniną ostatnich lat...
30 lipca 2019 roku na Starych Powązkach z wielkim smutkiem żegnaliśmy naszego Kochanego Prezesa, Marka Rymuszkę.
Marek nie żyje. Od pewnego czasu myślałam o tym, że należałoby uhonorować jego niestrudzone prezesowanie w Klubie Reportażu. Znając go tyle lat (bodaj od 1970 roku) przewidywałam, że będzie się opierał, nawet zaczęłam go lekko sondować, ale ponieważ słabo reagował, odłożyłam sprawę na po wakacjach..
Ostatnie spotkanie w Warszawie, dostałeś ode mnie życzenia: My z Tobą na ,,kanapie”…(dalej były zalecenia jak żyć już po siedemdziesiątce). Potem dziękowałeś: to Ty Małgosiu z tej kanapy?-pytałeś.
Kiedy odchodzi osoba bliska, Przyjaciel, zawsze pod nosem powtarzam te słowa Johna Donne'a, że żaden człowiek nie jest samoistną wyspą... Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie! I ten dzwon zabił we mnie gdy dowiedziałem się, że już Ciebie nie ma. że oto kawałek i mnie gdzieś umarł i pozostanie po nim, jak i po Tobie ogromna pustka.
Ostatnie słowa od Ciebie: Szansa, że tym razem z tego wyjdę cało, jest niewielka... Wiedziałam, nie wierzyłam.
Marek należał do tego ginącego gatunku reporterów, których świat jednocześnie obchodzi i dotyczy. Sprawy, które uważał za ważne, traktował ze śmiertelną powagą – czy chodziło o wolność słowa, czy o losy krowy, która uciekła z rzeźni; deontologię zawodu dziennikarza, czy przystań dla starych koni; czy wreszcie o naszą niepoważną zgoła reporterską bandę.
Marka poznałam 35 lat temu, w 1984 roku na zjeździe założycielskim Krajowego Klubu Reportażu w Łomży. Już wówczas miał znaczący dorobek reporterski i książkowy, cieszył się estymą i niekłamaną sympatią.